HPNews.pl » Artykuły » Filmy » Recenzja filmu "Harry Potter i czara ognia"
Recenzja filmu "Harry Potter i czara ognia"*** *** A oto któtka recenzja ekranizacji czwartego tomu przygód najbardziej znanego czarodzieja na Świecie.
Mimo że do ekranizacji bestsellerów Rowling odnoszę się bardzo sceptycznie i do kina zawsze wybierałam się grubo po premierze, dla „Czary Ognia” postanowiłam zrobić wyjątek...
...Już na samym początku muszę Was ostrzec, że fabuła została momentami zupełnie pozmieniana względem książki. W poprzednich filmach także mogliśmy zauważyć brak pewnych scen i lekkie zmiany istniejących, jednak w „Czarze Ognia” praktycznie wszystko zostało poprzestawiane, mało tego, reżyser wprowadził wydarzenia, których nie mogliśmy dowiedzieć się z książki. Nawet główny wątek uległ transformacji. Wszystko to dla potrzeb filmu. Nie mogę tu napisać więcej, ponieważ mogłabym zdradzić coś, czego nie chcą jeszcze wiedzieć ci, którzy dotąd nie odwiedzili kina. Reżyser zrobił swoje „cudo” tak, że nawet najbardziej zagorzali Potteromaniacy odczuwali momentami niepewność. Moje ogólne wyobrażenie „Czary” zostało tutaj mocno zachwiane przez wizję reżysera. No, ale dość już o mnie.
Film rozpoczyna się podobnie jak książka: widzimy Nagini pełznącą do Voldemorta i starego ogrodnika Franka podkradającego się do opuszczonej rezydencji Riddle’ów. Co działo się dalej, wiecie z książki, ale już tutaj pojawia się bardzo znacząca zmiana, którą z pewnością zauważycie. Później Harry budzi się od razu w domu Weasley’ów (tu „wycięto” spory kawałek książki: w „Czarze” w ogóle nie pojawiają się Dursley’owie) i... rozpoczyna się akcja.
Bardzo realistycznie przedstawiono sceny zadań turniejowych, Balu Bożonarodzeniowego i, rzecz jasna, powrotu Voldemorta. Nie będę pisać tu więcej, bo sama nie lubię wiedzieć wszystkiego o filmie, którego jeszcze nie widziałam.
Cała historia kończy się smutno, jak książka.
Aktorzy także w tym filmie stanęli na wysokości zadania. Mi, tradycyjnie już, najbardziej przypadli do gustu Rupert Grint i Alan Rickman (Ron Weasley i Severus Snape :) ), chociaż muszę powiedzieć, że w tym filmie Snape nie prezentuje się już jako wredny i złośliwy czarny charakter, a przynajmniej nie w takim stopniu jak w książce. Wręcz przeciwnie, to właśnie on spowodował, że ze śmiechu wypadł mi kubeł z popcornem (dla tych, którzy widzieli film: moment na lekcji eliksirów, gdy Harry i Ron zastanawiają się kogo zaprosić na Bal). Ron i bliźniacy Fred i George również zadbali o to, żeby na sali kinowej co jakiś czas rozbrzmiewał śmiech. Nowe postaci także wypadły bardzo dobrze, zwłaszcza Cho, którą widzieliśmy po raz pierwszy w filmie.
Ogólnie oceniam film bardzo pozytywnie, choć muszę przyznać, że obawiałam się, czy nie będzie za nadto przereklamowany. Walorem była z pewnością starsza publiczność (w poprzednich filmach mogły rozpraszać małe dzieci). Minusy? Myślę, że ktoś, kto nie zna poprzednich filmów lub książek, miałby problemy ze zrozumieniem fabuły. Poza tym, jak już pisałam wycięto wiele książkowych scen, z czego kilka było naprawdę ważnych i żałuję, że nie miałam okazji ich obejrzeć. Generalnie jednak oceniam film w skali: 9/10.
Mariposa
ania_mariposa@gazeta.pl Opublikowane: 2005-11-26 (1687 odsłon) [ Wróć ] | Powrót do strony głównej |